Połowa maski biała, połowa całkiem
pusta.
Jakby dusza zniknęła, zegar zabrała
kostucha.
Włosy wypadły z czasem.
Oczy brzydota zjadła.
Szyję skrócono pasem.
Górna warga w dół spadła.
Na wystawie stoi i patrzy.
O serduszku wiecznie marzy.
Aby wrócić do normalności.
Wrócić do społeczeństwa.
Mieć białe silne kości.
I choć trochę człowieczeństwa.
Mimo sylwetki idealnej, kukła wciąż
narzeka.
Na zewnątrz piękna, w środku ciągła
bieda.
Całymi dniami na ożywienie czeka.
Nigdy się nie dowie, że sklep duszy
nie da.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz